Nasi południowi sąsiedzi długo bronili się przed silną koroną. Wielu Czechom to się nie podobało, bo choć eksport rósł, to pensje stały w miejscu. Kraj z najniższym bezrobociem w Europie coraz bardziej przekonuje się, że wszystko ma swoją cenę.
Trochę historii – powiązanie CZK z EUR
Czesi są najbardziej eurosceptycznym narodem w strukturach Unii. Ponad 70% obywateli jest przeciwne przyjęciu wspólnej waluty. I decyzja z 2013 roku o sztywnym połączeniu kursu korony z euro tylko pogłębiła tę niechęć. A że był to naprawdę istotny krok niech świadczą o tym konsekwencje, z którymi zmagają się Czesi aż do dzisiaj. Dlatego warto przybliżyć jak to się stało, że tuż przy granicy z Polską wyrosła nam druga… Szwajcaria.
Podobieństwa widać już na pierwszy rzut oka. Mały kraj w sercu Europy bez dostępu do morza. Oczywiście nie to zwróciło uwagę inwestorów, tylko stabilna sytuacja budżetowa oraz optymistyczne perspektywy dla gospodarki. Kiedy na początku dekady świat jeszcze nie otrząsnął się z kryzysu, część rynku szukała alternatywnych wobec Japonii czy Szwajcarii bezpiecznych przystani. Ku niezadowoleniu Czeskiego Banku Narodowego (CBN) nad Wełtawę popłynął szeroki strumień kapitału, co prowadziło do umocnienia się korony.
Czesi, by walczyć z deflacją sprowadzili stopy procentowe do poziomu technicznego zera, co na dłuższą metę okazało się jednak niewystarczające. Dopiero gdy CBN ogłosił usztywnienie kursu korony wobec euro, udało się spełnić podstawowy cel banku centralnego. Sztucznie zaniżona wartość korony spowodowała, że ceny produktów importowanych poszły w górę. Przy okazji wsparcie dostał czeski eksport, który wyraźnie pociągnął wzrost gospodarczy.
CBN był zdeterminowany, by bronić poziomu minimum 27 koron za euro. Do tego stopnia, że niejednokrotnie podkreślał, że w przeciwieństwie do jego szwajcarskiego odpowiednika on sam nie jest zobligowany do osiągania zysków. Prezes Miroslav Singer kilkukrotnie podkreślił, że jako jedyny emitent korony ma praktycznie nieograniczone zasoby, by bronić ten pułap.
Cel w postaci pobudzenia inflacji został osiągnięty, jednak efekty uboczne okazały się bardzo poważne. Słaba korona spowodowała, że do Czech przestali napływać obcokrajowcy (głównie Słowacy). Pensje praktycznie stanęły w miejscu, a bezrobocie spadło do najniższego poziomu w Europie. Brak rąk do pracy wyraźnie ograniczył potencjał dla wzrostu PKB.
Uwolniony kurs korony czeskiej
W kwietniu zeszłego roku po ponad trzech latach CBN postanowił uwolnić kurs korony. Co ciekawe rynek wcale nie przyjął tego jako kapitulacji. Oczywiście korona automatycznie się umocniła, jednak w porównaniu do uwolnienia kursu franka, Czechom udało się przejść ten proces prawie bezboleśnie. Euro potaniało o niecałe dwie korony, czyli do poziomu, na jakim znajdowało się przed interwencją CBN. Obecnie kurs ustabilizował się w przedziale 25,25 do 25,75 korony za euro.
Kurs eurczk po zaprzestaniu interwencji CBN.
Zeszłoroczne uwolnienie kursu wyprowadziło koronę na szczyt listy najmocniejszych walut naszego regionu. Co ciekawe o palmę pierwszeństwa rywalizowała właśnie z naszym złotym, który także zanotował dobry rok. Korona najwięcej zyskała w trzecim kwartale 2017 roku, kiedy CBN jako pierwszy w regionie zdecydował się podnieść koszt pieniądza. Odejście od zerowych stóp procentowych okazało się wystarczająco silnym impulsem by korona podrożała w stosunku do złotego o blisko 5%. Na koniec roku złotemu udało się odrobić część strat, jednak w 2018 roku korona kontynuuje ruch w górę. Dzieje się tak przede wszystkim ze względu różnicę w polityce pieniężnej. Kiedy NBP głośno się zastanawia, ile jeszcze lat może zwlekać z pierwszą podwyżką stóp, Czesi właśnie dokonali już trzeciej w obecnym cyklu, zaznaczając jednoznacznie, że to jeszcze nie koniec.
Krzysztof Adamczak – ekspert walutowy Internetowykantor.pl